A może warto zrobić krok do tyłu 🤔?
Dożyliśmy czasów, kiedy to aparaty właściwie za nas robią zdjęcia. Nie mówię tu o małpce za 300 zł, która zrobi przyzwoite zdjęcie na imieninach…
Dożyliśmy czasów, kiedy to aparaty właściwie za nas robią zdjęcia. Nie mówię tu o małpce za 300 zł, która zrobi przyzwoite zdjęcie na imieninach u cioci, a o zawodowych sprzętach. Na przestrzeni ostatnich lat otrzymaliśmy aparaty, które rozpoznają twarze i oczy…i to nie tylko ludzkie, ale też zwierzęce. To oczywiście plus, ale z drugiej strony – jest bardzo rozleniwiające, a wiele zdjęć wygląda przez to niemal tak samo.
Nowe aparaty ustawiają ostrość w mgnieniu oka, idealnie ją śledzą, a wiele nowoczesnych obiektywów jest piekielnie ostra od pełnej przysłony. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia. Cieszyliśmy się jak dziecko, kiedy udało się złapać dobrą ostrość Canonem 85 mm f/1.2 L czy Sigmą 85 mm f/1.4 używając Canona 5D Mark II czy III. Do tego te wszystkie regulacje front czy backfocusa. Mało tego! Dziś w nowoczesnych aparatach pracujemy na hiperwysokim ISO, a szumu nie widać, podczas gdy jeszcze kilka lat temu ISO 1600 było szczytem możliwości. W sumie to mogę stwierdzić, że dzisiaj, sprzęt na tyle doskonały, że w wielu miejscach, zwalnia fotografa z myślenia. Oczywiście – trzeba iść z duchem czasu i korzystać z dobrodziejstw technologii, ale nie macie wrażenia, że robi się to nudne? To trochę jak z motoryzacją – za nic nie zamieniłbym automatycznej skrzyni biegów na manualną, ani nie przesiadłbym się na konia, ale kiedy wjeżdżam na autostradę, ustawiam tempomat, włączam asystenta pasa ruchu, zaczynam umierać z nudów i zastanawiam się po co w ogóle siedzę na miejscu kierowcy.

Tak samo mam z fotografią – mam aparat, który jest doskonały, lampy które same dobierają moc błysku i mam wrażenie, że czasem to sprzęt robi więcej niż ja. Ba! Śmiem twierdzić, że obecnie, żeby zrobić super „lajkogenne” zdjęcia, wystarczy bezlusterkowiec, dłuższy obiektyw z dużym otworem przysłony i oprogramowanie ze sztuczną inteligencją. Przyda się też trochę cienia, bo komu chciałoby się trudzić z twardym światłem…no i modelka, która i tak przejdzie lifting w Portrait Pro czy Neural Filters. I właśnie tu dochodzę do zakrętu – wiele zdjęć, które widzę, jest niemal takich samych, a sprzęt i oprogramowanie nadrabiają niedoskonałości fotografa. Do tego sypią się lajki, bo algorytmy mediów społecznościowych hołubią takie zdjęcia, a to niebezpieczna droga go strefy komfortu, z której ciężko jest wyjść, ale tak samo niebezpiecznie można umrzeć z nudów robiąc w kółko to samo. Sam miałem jakiś czas temu podobny mini-kryzys – fotografowanie po prostu zaczęło mnie nudzić. I wiecie co? Zacząłem rzucać sobie kłody pod nogi. Wiem – źle to brzmi, ale to było chyba najlepsze, co mogłem zrobić. Kupiłem analoga. Pomiar światła, ostrości? Zapomnij – wszystko trzeba robić na piechotę. Zmiana ISO? Owszem – po skończeniu rolki, o ile mam inne ISO w torbie. Do tego zero kontroli na bieżąco – co wyszło, okazuje się dopiero po zeskanowaniu rolki. Do tego nie ma miejsca na bezmyślne wciskanie spustu migawki. Jedna rolka, na której mieści się 9 zdjęć to koszt około 60-70 zł razem z wywołaniem. Każdy kadr musi być bardziej przemyślany, bo za każdym klapnięciem migawki Twój portfel robi się chudszy o prawie 10 zł. I wiecie co? Na nowo poczułem, że fotografuję, a analogowe sesje sprawiają mi ogromną frajdę. Wiele osób jednak utożsamia analoga z czymś bardzo niedoskonałym i dorabia ideologię do tego, że zdjęcie jest słabe, ale to w końcu analog, więc może być słabe. Otóż nie – analog nadal może być naprawdę konkurencyjny jeśli chodzi o jakość, w stosunku do cyfry, ale to dłuższy temat. Chcę tylko powiedzieć, że analogi to nie tylko rozmyte, zaszumione zdjęcia, a tak myśli wiele osób.

Później przyszedł u mnie czas na kolejny aparat, ale znowu szukałem czegoś innego, co da mi większą frajdę, ale nie będzie upośledzeniem na siłę współczesnego aparatu. Wybór padł na cyfrowy dalmierz z 2009 roku, czyli Leikę M9. Wielu fotografów uważa ten aparat za takiego cyfrowego analoga i rzeczywiście coś w tym jest. Co prawda M9 ma przyzwoity pomiar światła, ale nie ma autofokusa, ostrzymy w małym okienku, a kadrujemy w oparciu o ramki w wizjerze, który patrzy obok obiektywu. Fotografując trzydziestką piątką 1/4 podglądu zajmuje obiektyw, więc ustawiamy kadr trochę na oślep. Ekran jest takiej jakości, jakby go nie było, a po kilku klatkach aparat potrzebuje dłuższej chwili na zapisanie zdjęć. Wyższe ISO wygląda tragicznie. Owszem – naczytałem się o magicznych kolorach matrycy CCD, ale mnie ta magia nie dotknęła. Kolory są przyjemne, ale nie widzę specjalnych różnic w stosunku do innych aparatów. Ale wiecie co? Znowu praca tym aparatem sprawia mi ogromną frajdę, i wiem że jeśli zdjęcie nie będzie ostre, czy dobrze naświetlone, będzie to tylko i wyłącznie moja wina. To nadal świetny trening, przy czym tu koszty są znacznie mniejsze niż w przypadku analoga.

Wydaje mi się, że czasem warto wrócić do tego, co było kiedyś. Nie dlatego, że kiedyś było lepiej, tylko po to, żeby spróbować czegoś nowego i po prostu nie umrzeć z nudów korzystając ze zdobyczy nowych technologii. Dziś doskonałymi aparatami fotografują wszyscy, a okazuje się, że klasyczny sprzęt może dać nam więcej przyjemności, a przede wszystkim używa go już tylko garstka, która na szczęście znacznie się powiększa.
Dobrego tygodnia!
Lista linków z Newslettera:
Ciekawa historia astrofotografa
Historia fotografa, który rzucił swoją rutynową pracę i zaczął fotografować nocne niebo.
Nikon Z6II w rękach Krzyśka Basela
Krzysiek Basel z portalu poprostufotografuj wziął na watsztat Nikona Z6II. Jak się okazuje – małe zmiany czynią z tego aparatu naprawdę ciekawą propozycję.
Najciekawsze zdjęcia z konkursu Bird Photographer of the Year
Konkurs jak co roku obfituje w rewelacyjne zdjęcia. Warto się im przyjrzeć.
Nowe komputery Apple na horyzoncie
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w tym roku poznamy nowe, supermocne komputery od Apple. Fotografowie i filmowcy mają na co czekać.